środa, 3 października 2018

Wciąż JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!

Od czego zacząć?
Jak TO ubrać w słowa?

Cztery lata temu też się nad tym zastanawiałam. Bo jak wyrazić słowami fakt, że drużyna której kibicujesz i której częścią się czujesz została... MISTRZEM ŚWIATA. Jest najlepsza na świecie?


POLACY OBRONILI MISTRZOWSKI TYTUŁ.

AAA!

Przede wszystkim ogromna RADOŚĆ i DUMA. Ten zespół, Ci ludzie nie mieli łatwo w ostatnim czasie. Brak medalu na IO i zwolnienie Antigi. Zatrudnienie kolejnego szkoleniowca i jeszcze szybsze rozstanie. Coraz więcej hejtów. Zamieszanie.

I wreszcie przyszedł Vital Heynen. Trener inny niż wszyscy. Niekonwencjonalny. Głosy były podzielone - część chwaliła decyzję związku, część twierdziła, że tym razem był czas na polskiego szkoleniowca i to nie wypali.

Cóż. Wypaliło.

Ale... najpierw trener z całym zespołem musieli przejść małe polskie piekiełko. Bo czemu nie mamy podstawowej szóstki?! Czemu tamten zawodnik nie dostał powołania na MŚ?! Czemu ten drugi cały czas gra?! Czemu sprawdzamy wszystkich, zamiast budować zespół?! Tak się nie gra w siatkówkę! 

A jednak.

Jednak w tym szaleństwie była metoda. Jednak trener doskonale wiedział, co robi. Jednak wypaliło. I... jak dobrze, że to trener powołuje zawodników i ma decydujący głos, a nie kibice i media!

Mistrzostwa Świata 2018

Początek był... niezły. Powiedziałabym, że taki poprawny. Były lepsze i gorsze momenty, ale ogólnie graliśmy dobrze. Wygraliśmy wszystkie mecze w naszej grupie, pokonując reprezentacje Portoryko, Kuby, Finlandii, Iranu i Bułgarii. Komplet zwycięstw, komplet punktów. Jedziemy dalej!

Druga faza. Argentyna, Francja, Serbia. Może być ciężko, ale w sumie wystarczy pokonać Argentyńczyków i na 95% awansujemy do najlepszej szóstki. Da się zrobić. Prawie. Zabrakło dwóch punktów w tie-breaku. Graliśmy tego dnia słabo i Argentyńczycy to wykorzystali. Kolejnego dnia przegraliśmy z Francuzami. Zaczęło robić się baaardzo, bardzo nieciekawie.

Pierwszy mecz z Serbią. Z Serbią grającą już... w sumie o nic. Awans do kolejnej rundy zapewniony, nie trzeba się bić o przetrwanie. I Polacy - którzy MUSZĄ wygrać, jeśli chcą pozostać w turnieju. I właśnie to pokazał ten mecz - pojedynek drużyny, która już wykonała swoje zadanie i zaczęła skupiać się na kolejnym celu z zespołem walczącym o życie. Podkładanie się? Proszę Was...

WYGRALIŚMY. Odbiliśmy się od dna. I zaczęliśmy piąć się wysokooo, aż... aż na sam szczyt.

Trzecia faza rozgrywek. Drugi mecz z Serbią i drugi wygrany w pięknym stylu. Wygrany set (a nawet dwa) z Włochami i awansujemy do najlepszej czwórki. Do półfinału. Do strefy medalowej. Tak!

Półfinał. Amerykanie po drugiej stronie siatki, czyli ten zespół, z którymi chyba gra nam się najtrudniej. Emocje ogromne. Zwrotów akcji sporo. Zawału serca blisko. Niepewność do samego końca. Jednego faworyta brak. Ale... zrobili to! Najpierw doprowadzili do tie-breaka, którego następnie w pięknym stylu wygrali. JESTEŚMY W FINALE!

Wielki finał. Brazylia i Polska walczące o złoto. Biało-Czerwoni walczący o obronę mistrzowskiego tytułu, Canarinhos o jego odzyskanie. Kibice, dziennikarze, eksperci - wszystko zgodnie mówili, że cokolwiek się stanie tego dnia, nasza drużyna już osiągnęła ogromny sukces i są mistrzami. Ale naszym reprezentantom sam awans do finału nie wystarczał. Oni chcieli go wygrać i było to widać w każdej akcji. Na twarzy każdego z chłopaków.

I dopięli swego. 

Wygrali pewnie. 

3:0. 

Z Brazylią. 

W finale Mistrzostw Świata.

!!!

PANOWIE - GRATULACJE! 

Fot. italy-bulgaria2018.fivb.com

DETERMINACJA. To jest chyba to jedno słowo, które by idealnie podsumowało nasz zespół i to, co pokazał na tych Mistrzostwach Świata. Organizatorzy nam nie sprzyjali. Pojawiły się kłopoty zdrowotne. "Podstawianie się". Wiele różnych trudności. Ale byli niesamowicie zdeterminowani. Ambitni. Waleczni. Biało-Czerwoni. Najlepsi. 

WIARA. To z kolei jest chyba to, co powinno charakteryzować każdego kibica - głęboka i niezachwiana wiara w swój zespół. Nawet jak jest dość... średnio. Można chwalić, można krytykować, można nie zgadzać się z pewnymi decyzjami czy wyborami trenera. Każdy z nas jest inny, nikt nie dogodzi każdemu z nas i też każdy może mieć swoje zdanie. Ale chyba wierzyć w nasz zespół, w tych chłopaków reprezentujących nas i nasz kraj należy zawsze. Moim zdaniem właśnie to powinno nas - kibiców wyróżniać. Wiara w nasz zespół. Zawsze. 

Podczas tegorocznych Mistrzostw Świata miałam moment, kiedy rozum krzyczał - to koniec, łzy stanęły w oczach, pojawiły się czarne myśli. Ale serce mówiło - nie, nie, nie. To się tak nie skończy. Jeszcze będzie pięknie. I było. Pięknie. Cudownie. Mistrzowsko!

Fot. italy-bulgaria2018.fivb.com
Na koniec jeszcze trochę prywaty. Kilka miesięcy przed MŚ w 2014 roku wymarzyłam sobie wielki powrót do reprezentacji Mariusza Wlazłego, złoto dla Biało-Czerwonych i MVP dla naszego atakującego. Od początku tegorocznego sezonu reprezentacyjnego, słysząc z meczu na mecz coraz większą krytykę spływającą na Bartosza Kurka, coraz mocniej marzyłam o tym, żeby zrobił to, co cztery lata wcześniej Mariusz - zamknął wszystkim usta. Wierzyłam z całego kibicowskiego serducha, że to uczyni. I zrobił to. BRAWO! Podziwiam! 

Mistrzostwa Świata dobiegły końca. Pierwszy sezon reprezentacyjny pod wodzą nowego trenera również. Można teraz analizować, podsumowywać, wyciągać wnioski. Ale chyba najlepszym zwieńczeniem tego sezonu, najlepszym podsumowaniem będą trzy proste słowa: JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA. 

10 komentarzy:

  1. Genialny wpis!!! Idealnie napisany, przez osobę, która pisze to z serca ❤️ Jestem pełen podziwu! ��

    OdpowiedzUsuń
  2. To, co nasi siatkarze zrobili na tych mistrzostwach jest naprawdę niesamowite, wspaniałe, piękne i aż brak mi słów, aby to opisać. Prawie nikt w nich nie wierzył, nikt nie stawiał, że cokolwiek wygrają, wielu wahało się nawet, czy wyjedziemy do szóstki. A oni udowodnili wszystkim, że są najlepsi. Znów są Mistrzami Świata. Te dwa słowa mówią same za siebie i wyrażają naprawdę więcej niż tysiąc słów ❤️
    Mówi się, że trzeba sto razy przegrać, aby raz wygrać. I jak patrzę w przeszłość, na ostatnie 3 lata, to rzeczywiście jest to prawda. Po Mistrzostwach 2014 nasi siatkarze przegrali dosłownie wszystko, co tylko się dało. 3 miejsce na Pucharze Świata 2015, gdy do igrzysk zabrakło seta. Potem Igrzyska Olimpijskie i znów tylko ćwierćfinał. Rok 2017r, Mistrzostwa Europy, na których nie graliśmy nawet w ćwierćfinale. Wydawało się, że już gorzej być nie może, że te wszystkie porażki nie mają sensu. A jednak, przecież wszystko dzieje się po coś. Oni przez te trzy lata przegrali razem dosłownie wszystko, aby teraz, w końcu wnieść się na sam szczyt i zdobyć to najważniejsze trofeum. Łezka kręci się w oku za każdym razem, gdy pomyślę, że naprawdę tego dokonali. Mimo że nie było łatwo, było sporo problemów, jak np. choroba kapitana. A jednak oni z meczu na mecz grali coraz lepiej. Największym ich atutem była z pewnością zespołowość i to, że tworzyli prawdziwą Drużynę. Cieszyli się razem po każdym punkcie, wspierali i nawzajem motywowali. Na boisku było widać ich radość i chęć walki. W każdym momencie meczu ktoś z kwadratu mógł wejść i zagrać genialne spotkanie. Moim zdaniem właśnie tym wygraliśmy te mistrzostwa.
    Naprawdę wciąż brakuje mi słów, gdy chcę wypowiedzieć się na temat tych MŚ. Przeżyłam podczas nich tyle emocji, tyle wspaniałych chwil. Nasi siatkarze naprawdę dokonali czegoś niemożliwego! ❤️ A historia Bartka Kurka chyba naprawdę nadaje się na genialny film lub książkę.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dodać, nic ująć. Pięknie napisane! I zgadzam się w 100%, nasi siatkarze dokonali czegoś naprawdę niemożliwego, NIESAMOWITEGO <3

      Usuń
  3. Minęło kilka dni od finałowego meczu a ja ciągle lekko nie dowierzam ,że to stało się naprawdę ;) Podczas Mistrzostw przeżyłam prawie wszystkie stany emocjonalne od pełnego spokoju następnie nerwy po wielką radość i płynące łzy.Przyznam się ,że po meczach z Argentyną i Francją myślałam,że Chłopaki wrócą do Polski w poniedziałek i byłam lekko smutna jednak panowie nie poddali się i przeszli do kolejnej fazy.Na chwilę było spokojnie aż do półfinałowego meczu z USA.Było mocne zaciskanie kciuków , krzyczenie do telewizora a na koniec mega radość i pierwsze łzy.O finale mogę napisać tylko jedno zmietliśmy Brazylijczyków z parkietu i po raz drugi zdobyliśmy mistrzostwo.Jestem dumna z tej drużyny , po tylu zawirowaniach udało im się zebrać siły na ten jeden z ważniejszych turniejów i wywalczyć najcenniejsze trofeum. :)Podziwiam Bartka ,że nie poddał się po krytyce niektórych osób zacisną zęby i udowodnił ,że drużyna może na Niego liczyć.Faktycznie ta historia nadaje się na film lub książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem z nich bardzo dumna! A co do tej książki czy filmu, kto wie? Może się doczekamy kiedyś :D

      Usuń
  4. Siatkówka powinna być sportem narodowym. Bardzo lubię naszych siatkarzy, mimo że drugi raz mają mistrza zachowują się skromnie i nie gwiazdorzą. Jestem z nich dumny i życzę kolejnych najwyższych sukcesów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem nie ma co się prześcigać w tym, który sport powinien być sportem narodowym, który jest lepszy i tak dalej. Najlepiej niech każdy kibic/ekspert/dziennikarz zajmie się swoją dyscypliną, a będzie dobrze :D
      Dołączam się do życzeń dla naszych siatkarzy ;)

      Usuń
  5. Coś pięknego :D Petarda <3
    Te wszystkie foteczki są genialne :P
    W ogóle wszystko jest mistrzowskie :D Pościk również :P

    OdpowiedzUsuń