piątek, 8 września 2017

Relacja: Ostatni dzień Mistrzostw Europy, złota Rosja

Piątek, 01.09.2017 r., godzina 21:20.

Właśnie kupiłam bilet do Krakowa.

Jadę na finał Mistrzostw Europy.

Ruszam za jakieś 12 godzin.

Rany, co ja zrobiłam?
Pamiętacie wpis o tym, jak zorganizować wyjazd na mecz siatkówki? Pisałam, że warto sobie taki wyjazd dobrze zaplanować, najlepiej trochę wcześniej, by się nie stresować, zaoszczędzić kilka groszy i przypadkiem czegoś nie zapomnieć. Często tak właśnie robię. Wyjazdy poza granice województwa pomorskiego zazwyczaj planuję dużo wcześniej - namawiam znajomych na wspólną podróż, szukam noclegu, kupuję wszystkie bilety. Ale nie zawsze się tak da.

Czasem pojawia się okazja i masz tylko chwilę na podjęcie decyzji - wchodzisz w to czy nie? Tak właśnie było z moim ostatnim wyjazdem do Krakowa. Towarzystwo, nocleg i bilet na mecz "same" się znalazły, pozostało mi tylko dotrzeć na drugi koniec Polski. Nie bez problemów, ale już w sobotę o 9:30 stałam na dworcu i czekałam na pociąg.
26 godzin później próbowałam odnaleźć się w krakowskiej Bonarce, gdzie (nie bez małego poślizgu czasowego) pojawiłam się na spotkaniu autorskim z Łukaszem Kadziewiczem i Łukaszem Olkowiczem w Empiku. 

Została przeprowadzona ciekawa rozmowa z byłym środkowym naszej reprezentacji, który opowiadał o swoim życiu, siatkarskiej karierze i napisanej autobiografii. Następnie była możliwość zdobycia autografu na książce oraz zrobienie wspólnego zdjęcia. 

Świetnie zaczął się ten dzień!
Minęły kolejne cztery godziny i obrałyśmy kierunek TAURON Arena. Pogoda nie dopisywała, podobnie jak rok temu podczas Final Six Ligi Światowej, kiedy to po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć krakowską halę od środka. Ale liczy się przecież wnętrze! I... no dobra, na hali też było dość chłodno. Na górnych trybunach były wiatry. Najważniejsze, że na parkiecie było gorąco. Oj, bardzo gorąco.

Na pierwszy ogień poszły reprezentacje Serbii i Belgii, które walczyły o brązowy medal Mistrzostw Europy. Przed meczem modliłam się o to, żeby ten dzień nie zakończył się w sześciu setach. Po dwóch pierwszych partiach już wiedziałam, że modły zostały wysłuchane.

Po trzecim secie zaczęłam prosić o tie-breaka. Jego też się doczekałam.

Piąta partia to spore nerwy i stres. Sportowe emocje wskoczyły na najwyższy poziom. Podobnie jak moje błagania o zwycięstwo.

Serbio, proszę. 

Nie psuj mi i sobie tego dnia. 

Wygrajcie to. 

No błagam Was ładnie.

Proszę?

Wygrali.

Brawo!

Widząc radość serbskich zawodników czułam się... szczęśliwa. Lubię patrzeć, jak ktoś spełnia właśnie swoje marzenie, zwłaszcza jeśli są to ludzie, których lubię i szanuję. 

Wymarzyłam sobie inny finał Mistrzostw Europy, gdzie o złoto grali właśnie Serbowie z Polakami (a później, po odpadnięciu Biało-Czerwonych liczyłam, że ich "miejsce" zajmą Belgowie). Jednak rok 2014, kiedy spełniały się moje najskrytsze siatkarskie marzenia, się nie powtórzył. Szkoda. Może następnym razem. Tegoroczną walkę o brąz traktowałam właśnie jako taki mój mały finał. Bardzo chciałam, żeby chociaż jedna sportowa rzecz na tych mistrzostwach poszła po mojej myśli. Tak też się stało. Dziękuję. 
Jedni świętowali, drudzy pewnie byli trochę rozczarowani, a kolejni w skupieniu przygotowywali się do wielkiego finału. Dość spodziewanie o złoto walczyła reprezentacja Rosji, a dość niespodziewanie ich rywalem byli Niemcy.

Tegoroczne Mistrzostwa Europy po raz kolejny pokazały, jak nieprzewidywalnym i zespołowym sportem jest siatkówka. Wobec tego po finale spodziewałam się wszystkiego. Mogło wydarzyć się naprawdę wiele. I tak też było.

Na co dzień nie sympatyzuję z żadną z tych reprezentacji, więc miałam mały dylemat "komu kibicować". Zwykle w takich sytuacjach jestem za drużyną, która nie jest faworytem. Albo tą, w której szeregach gra więcej lubianych przeze mnie graczy. W obu przypadkach wygrali Niemcy, także było "eins! zwei! drei!" i oklaskiwanie tego właśnie zespołu.

Pierwszą partię wygrali dość pewnie Rosjanie i nie ukrywam, że przeszło mi wówczas przez myśl "no i to by było na tyle...". Ale... no siatkówka. Chwila przerwy, czysta karta, nowe rozdanie i nowe oblicze meczu. Świetne ataki i zagrywki niemieckiej drużyny sprawiły, że Rosjanie nie mieli wiele do powiedzenia. Stan meczu został wyrównany.

Po 10 minutach przerwy nareszcie oglądaliśmy wyrównaną walkę. Cios za cios. Błąd za błąd. I tak niemal do samego końca, kiedy to lepsi okazali się podopieczni trenera Szlapnikowa. Ale Niemcy szybko wrócili do gry i czwarta partia padła ich łupem. Dwie godziny gry i dalej nie wiadomo, do kogo powędruje złoto...

Piąty set... Dużo się działo, zwłaszcza na początku. Od prowadzenia 2:0 zaczęli Rosjanie, ale zaraz Niemcy zdobyli pięć punktów z rzędu. Rosjanie wyrównali. Grozer nie podnosił się z parkietu. Cała hala wstrzymała oddech. Uff... Podnosi się. Będzie grał. 

W końcowej fazie seta na trzypunktową przewagę wyszli Rosjanie i drużyna prowadzona przez trenera Gianiego nie zdołała doprowadzić do remisu. Maksim Michajłow zakończył mecz i turniej. Rosja ponownie złota!

Na widowisko sportowe narzekać nie mogłam. Naprawdę wiele się działo, oba mecze stały na wysokim poziomie, a rozgrywane akcje były na najwyższym światowym poziomie. 10 setów fajnej walki i pokazu zespołowości? Lepszego sportowego scenariusza przecież nie mogłam sobie wymarzyć. A co z atmosferą na trybunach? 

Było... trochę inaczej. Na pewno nie gorzej. Lepiej też nie. Inaczej to jest właściwe słowo. Doping nie był prowadzony tak, jak na meczach Biało-Czerwonych, co zresztą było oczywiste. Niestety naszej drużyny zabrakło wśród czterech najlepszych drużyn, ale nie zabrakło biało-czerwonych kibiców! Zostało odśpiewane jedno wspólne "Polska, Biało-Czerwoni", były też różne zabawy, ale i była pełna swoboda w kibicowaniu. 

Akurat większość moich najbliższych sąsiadów w sektorze kibicowało tym samym drużynom, także było bardzo przyjemnie i nie czułam się odosobniona. Były dwie pary z Serbii i fajnie było obserwować trochę inny doping i zaangażowanie tych osób (co prawda nic nie rozumiałam, ale to już drugorzędna sprawa, prawda?). 

Było inaczej, ale było dobrze. Myślę, że nie tylko ja świetnie się bawiłam i z przyjemnością oglądałam to, co działo się na parkiecie. 

Kilka minut po wybrzmieniu ostatniego gwizdka Mistrzostw Europy 2017, rozpoczęła się ceremonia wręczenia medali. Najpierw oczywiście miały miejsce krótkie występy artystyczne, które podobnie jak te na otwarciu turnieju bardzo mi się podobały, ale jednocześnie nie ciągnęły się w nieskończoność. :) Chwilę później na środku hali pojawili się najlepsi gracze na swoich pozycjach, czyli tak zwany "dream team". 

Chwila dla fotografów i pojawiły się trzy najlepsze drużyny Europy: Serbowie odebrali brązowe medale, Niemcy srebrne, a Rosjanie te najcenniejsze - złote. 

GRATULACJE!

Odegrany został hymn, konfetti zostało wystrzelone, trybuny zaczęły pustoszeć. Nadszedł czas, by zakończyć kolejną siatkarską przygodę...

Trudno opuszcza się halę. 

Nienawidzę tego momentu. 

Nie lubię zakończeń. 

Nie lubię stawiania kropki. 

Trudno mi zostawić za sobą kolejne świetne wydarzenie, którego byłam świadkiem dzięki siatkówce. 

Chociaż decyzję o pojawieniu się na ostatnich meczach Mistrzostw Europy podjęłam spontanicznie i nie przemyślałam jej za dobrze, to nie żałuję. Nie żałuję tych 14 godzin spędzonych w pociągu, krótkich nocy i kilku złotych wydanych na bilety. Mówię to z pełną odpowiedzialnością - wolę nie kupić tych kilku czekolad i odespać w późniejszym czasie tych kilka godzin, ale za to przeżyć kolejne spotkanie z siatkówką wśród wspaniałych ludzi.

Za wspólny mecz, bilet, nocleg i wspaniałe towarzystwo dziękuję Izie.❤Teraz Twoja kolej, by odwiedzić Trójmiasto. Mnie ostatnio za dużo w tym Krakowie...

Pozdrawiam również Marzenę, Anię, Monikę, Paulinę i pana Wiesława. Dziękuję za mniej i bardziej przypadkowe spotkania, te krótsze i dłuższe rozmowy. :)

To... Kiedy kolejny mecz? 

PS. 23 rząd nie jest najlepszym miejscem do robienia zdjęć, więc jeśli chcecie zobaczyć kilka ładnych zdjęć z ostatniego dnia Mistrzostw Europy (i nie tylko) to zapraszam na przykład do Kamila -> krawczyk.photo

17 komentarzy:

  1. Zazdroszczę ze nie miałaś dylematu komu kibicować w finale :P heh
    U mnie to było ciężkie bo w obu drużynach mam ulubieńców :( Wiec wynik 3:2 dla niejednej lub drugiej drużyny był dla mnie najlepszy.
    Świetna relacja zdjęcia.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem takie dylematy, też często przed nimi staję :D

      Dziękuję ❤

      Usuń
    2. Na jakich ustawieniach głównie fotografujesz siatkówke?
      Bo u mnie raz wychodza super zdjecia a raz kompletnie kichy :(

      Usuń
    3. Zwykle pracuję na trybie M lub S, a z ustawieniami to już często zależy od hali i jej oświetlenia. Przykładowo zdjęcie Katicia to: f/5.6, czas 320s, ISO 1600 :)

      Usuń
  2. Ja też dziękuję za spotkanie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto planować wyjazdy ale te na spontanie chyba są najlepsze :)
    Książki jeszcze nie mam a o autografie nawet nie marzę ale tobie gratuluję.
    Co do meczów swoje wrażenia opisałam w volley linkach więc nie będę się powtarzała ( kibicowałam Serbii a mecz finałowy oglądałam bez żadnych emocji ).
    Zdjęcia z 23 rzędu też są super zawsze jest to jakaś pamiątka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do moich najlepszych obecnych wyjazdów należą jednak te zaplanowane, także nie mogę tego potwierdzić. :D Myślę, że i takie, i takie są super. Zwłaszcza jeśli chodzi o wyjazdy związane z siatkówką. ;)
      Dziękuję!

      Usuń
  4. Patrz, jeszcze kilka takich wyjazdów i możesz pisać posta "spontan vs plan" XD
    Jovović się uroczo cieszy :D Nie wiem czy ktoś się ze mną zgodzi, ale moim zdaniem panowie Kułaga&Magiera lepiej prowadzą doping gdy nas nie ma całkowicie, niż na takim meczu poprzedzającym nasz :P Wtedy trochę kaszana i nuda, bo każdy czeka na petardę przy Polakach :>
    Marudo, lepszy 23 rząd w A niż w C :P A zdjęcia i tak spoczko, superowe :D
    No i prawda, że Tauron Arena w nocy jest piękna? :P
    4 listopada kolejny mecz proponuję :v Zapisz w kalendarzu z literą... (wiadomo jaką!) XD
    Dzięki towarzyszu ❤❤❤ Wcale Cię nie za dużo :O :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie... dobry pomysł! :D
      Może i coś w tym jest, w końcu większość czeka wówczas na Polaków. A tak ludzie wiedzą, że Biało-Czerwoni nie zagrają i nastawiają się po prostu na dobrą zabawę i widowisko. Myślę, że prowadzenie przez panów Kułagę i Magierę dopingu zależy właśnie od "nastroju" kibiców. :
      Nie narzekam na miejsca, absolutnie nie! Świetne były! Jednak lepsze zdjęcia łatwiej jest zrobić będąc przy bandach i mając więcej umiejętności ode mnie, dlatego podlinkowałam piękne galerie, jeśli ktoś miałby ochotę obejrzeć coś "wow". :)
      Jest piękna!

      Ekhm... Mam nadzieję, że jednak wcześniej uda mi się pójść na jakiś mecz...
      ❤❤❤

      Usuń
    2. No racja, masz rację. ;d
      Wiadomka, że Ci się uda wcześniej, ale tak ze mną miałam na myśli :P

      Usuń
    3. Tak z Tobą, to możesz do mnie wpaść wcześniej... ;)

      Usuń
  5. Super, że udało Ci się być na finale Eurovolley (Oczywiście w doborowym towarzystwie xD)
    Ja w meczu o 3 miejsce byłam za Belgią... Szkoda mi ich było, bo naprawdę fajnie się pokazali w tym turnieju :) co do wygranej Rosji to wolałabym na najwyższym stopniu widzieć Niemców :P #trudnomidogodzić :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, towarzystwo było bardzo doborowe :D
      #kobietąbyć xD

      Usuń
  6. Jedno słowo : ZAZDRO ♥
    Pamiętam, że kibicowałam .. Rosjanom. Tak wiem, mnie też było ciężko w to uwierzyć xDD Ale no Wołkow, mój prywatny MVP, no i cała drużyna, właśnie drużyna, była chemia i Rosjan się oglądało naprawdę z przyjemnością!
    Cieszę się z medalu dla naszych Serbów, choć tak jak Ty widziałam ich w finale.
    Zdjęcia jak zawsze klasowe ;*
    PS : Spotkanie z panem Kadziewiczem -> sztos! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Pata zaczyna kibicować Rosjanom, to wiedz, że coś się dzieje, hahha :D
      Spotkania z panem Kadziewiczem jak najbardziej polecam! :)
      Dziękuję ♥♥♥

      Usuń