środa, 28 marca 2018

Sąsiedzi. Relacja z meczu Łuczniczka Bydgoszcz - Indykpol AZS Olsztyn

Pomysł na stworzenie własnej listy z rzeczami do zrobienia przed śmiercią narodził się w mojej głowie w maju w 2015 roku. Miesiąc później opublikowałam gotową Bucket List na moim pierwszym blogu. Wówczas nie sądziłam, że tak długo będzie ona mi towarzyszyć oraz... motywować. Gdy łapię małego doła to zaglądam do niej, patrzę jak wiele marzeń udało mi się już spełnić i zaczynam kombinować, jakby tu odhaczyć kolejne. Tak właśnie było z ostatnim wyjazdem do Bydgoszczy. 

Pewnego wieczoru przeglądałam właśnie moją Bucket List i stwierdziłam, że dawno już w niej nic nie zaznaczałam jako "spełnione". Niewiele myśląc otworzyłam stronę Plus Ligi, sprawdziłam terminy i godziny najbliższych meczów. Łuczniczka Bydgoszcz - Indykpol AZS Olsztyn. Sobota. Godzina 14:45. Blisko, w sumie obie drużyny to prawie moi sąsiedzi. NO IDEALNIE! Sprawdzam rozkład jazdy - wszystko pasuje. Jeszcze tylko towarzysza brak. Pytam Patrycji, czy ma jakieś plany na ten dzień, czy nie chciałaby podbić Bydgoszczy i czy jakiś pociąg by znalazła. Nawet namawiać nie musiałam. UWIELBIAM takich ludzi. Wszystko pasowało. Jedziemy!

I pojechałyśmy. 








Bydgoską Łuczniczkę miałam okazję poznać w 2014 roku, gdy spełniałam jedno ze swoich większych siatkarskich marzeń - mecz Polska - Brazylia, a dzień wcześniej trening naszej reprezentacji. Piękne wspomnienia. Ale, ale..! To nie zmieniało faktu, że wydaniu ligowym jej przecież jeszcze nie widziałam. Do minionego weekendu.

Hala się nie zmieniła, tylko otoczenie było... inne. Jeszcze nie było tak zielono i ślicznie, jak to zapamiętałam. I oczywiście nie było wszędzie biało-czerwonych, roześmianych i oczekujących na mecz kibiców. Właściwie kibiców było niewielu. Przed halą nie było żadnych kolejek czy ochrony. Gdyby nie samochody Polsatu to zwątpiłabym, że tego dnia jest jakiś mecz! Na szczęście pojawiła się mała grupka osób zmierzających na mecz, więc udając się za nimi trafiłyśmy do środka. I kolejna ciekawostka - w hali ochrona nie sprawdzała nam torebek, jak to zwykle bywa, za to poprosiła o pokazanie legitymacji.

Wejście na halę (w sensie tą część gdzie są trybuny, boisko itd; no wiecie o co chodzi) - bardzo lubię ten moment! Bez względu czy jest to "moja" Ergo Arena, katowicki Spodek, PGE Narodowy czy teraz bydgoska Łuczniczka - zawsze jest dla mnie coś WOW. W tym momencie przenoszę się do innego świata i wszystko inne zostawiam za sobą. I właśnie to jest w tym wszystkim takie piękne. 












Po zajęciu naszych miejsc, okazało się, że te położone idealnie na środku krzesełka wcale nie są takie super. Chociaż nie powiem - oglądanie meczu siatkówki nie widząc siatki jest dość ciekawym przeżyciem. I jeszcze ta kamera położona idealnie na przeciwko. Nooo nie. Nie. Po pierwszym secie przesiadłyśmy się dwa krzesełka w prawo i od razu było lepiej. Chociaż i tak zawsze będę polecać miejsca na przeciwko sędziego, po tej samej stronie co kamera (w Ergo Arenie sektor 115 - polecam z całego serduszka). 

Mecz nie był specjalnie porywający. Jakoś w połowie drugiego seta (?) powiedziałam Patrycji, że chciałabym jakąś zaciętą końcówkę, bo nie o taką siatkówkę walczyłam. Chwilę później Łuczniczka wyrównała stan seta i graliśmy na przewagi... Dziękuję! Chociaż szkoda, że gospodarze nie zdołali wygrać ani jednej partii. Niecałe dwie godziny spędzone na hali to zdecydowanie za mało! Ale gratulacje dla AZS`u, który potrafił się spiąć i wygrał w trzech setach cały mecz. 

Będąc w Ergo Arenie na meczu dzięki bliskości trybun i boiska zawsze czuję się, jakbym była w samym środku wydarzeń. Zdecydowanie łatwiej jest wówczas wkręcić się w mecz, dać porwać emocjom. W Łuczniczce te trybuny są bardzo oddalone od parkietu (i chociaż siedziałam w piątym rzędzie, to mój aparat ledwo zdołał cokolwiek uchwycić z wydarzeń na boisko), przez co czułam się po prostu jak... widz. W kinie. Byłam bardziej obserwatorem niż elementem widowiska. Nieszczególnie za tym przepadam. Zdecydowanie bardziej lubię "czuć" boisko, być bliżej drużyny. 









Chociaż mecz był krótki, emocji poza końcówką drugiego seta było niewiele, a trybuny i boisko dzieliła spora przestrzeń, to nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej w pociągach czy samej Bydgoszczy. Pisałam już to przy okazji relacji z Olsztyna czy Warszawy, ale powtórzę jeszcze raz - lubię poznawać nowe kultury siatkarskie, zwiedzać inne hale, sprawdzać jak inni radzą sobie z organizacją meczu i tym wszystkim, co wokół niego. A wiecie czym Bydgoszcz skradła moje serce? Dziecięcą eskortą. TO BYŁO ABSOLUTNIE PRZESŁODKIE.
Jest jeszcze jeden niezwykle istotny element całej tej historii. Moja towarzyszka - Patrycja. Dzięki niej cały ten wyjazd się odbył i nabrał intensywnych kolorów.
Cudownie mieć taką przyjaciółkę, jak Ty. Dziękuję 💛
A jak jest z wyjazdami siatkarskimi u Was? 
Lubicie poznawać nowe hale? 
Która jest Waszą ulubioną? 
Którą koniecznie muszę jeszcze zwiedzić? 

9 komentarzy:

  1. Twierdzisz, że miejsca nie były najlepsze, ale ja uważam, że zdjęcia i tak wyszły świetnie, podobnie jak wpis! :)
    Ja do tej pory miałam okazję cztery razy odwiedzić krakowską Tauron Arenę (1x Liga Światowa, 2x Memoriał HJW, 1x Mecz Gwiazd) i raz halę w Dąbrowie Górniczej. Jeszcze nigdy nie byłam na plusligowym meczu, ale liczę, że w najbliższej przyszłości się to zmieni. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :D
      I jak podoba Ci się krakowska Tauron Arena? Też odwiedziłam ją kilka razy i sama nie wiem, co o niej sądzić...
      Trzymam kciuki, żeby udało Ci się nareszcie na jakiś meczyk plusligowy pójść. Powodzenia! ;)

      Usuń
    2. Dla mnie Tauron Arena jest wspaniałym miejscem, ale nie mam porównania z innym obiektami tego typu. Kiedy jest wypełniona po brzegi, to wywiera na mnie ogromne wrażenie. Ale w ostatnich latach, gdy ponad połowa miejsc na meczach była pusta, to trochę smutny widok :( Dla mnie jednak Kraków jest wygodny, bo dotarcie do hali zajmuje mi niecałe pół godziny :)

      Usuń
    3. Właśnie niestety zwykle gdy bywam w TAURON Arenie to nie ma za wielu kibiców, stąd też mi się nie kojarzy ona z jakąś super atmosferą i taką radością. Ale sama hala to wydaje mi się, że jest bardzo przyjazna dla sportowców, jak i kibiców. Oby w kolejnych latach gromadziła większą publiczność :D

      Usuń
  2. Koniecznie musisz jeszcze odwiedzić halę AGH :P
    Piękne foteczki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wieeeem. Kiedyś odwiedzę!
      Dzięki :D

      Usuń
    2. Czekam na ten moment z niecierpliwością mega 😍

      Usuń
  3. Ale Ci zazdroszczę! Mnie rozkłady jazdy nie lubią i nie mam jak wrócić do domu po 21 z Poznania do domu, z Bydgoszczy dotarłabym tylko tam, mówi się trudno, ja będę próbować dalej, albo zacznę odkładać pieniądze, żeby zrobić sobie weekend w Bydgoszczy, choć mam taki plan na nowy sezon w Olsztynie :)
    A ja mam zawsze problem ze znalezieniem towarzystwa na moje szalone wyjazdy, bo termin nie ten, bo nie to miasto, bo nie te zespoły... A samej to tak dziwnie, chociaż może i przyjdzie czas, że w końcu stwierdzę, że zależy mi na tyle mocno, że wyruszę na mecz sama :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie z niektórymi miastami też ciężko. Na przykład taki Szczecin wydaje się być blisko, ale żeby wrócić stamtąd po meczu to nie wiem, chyba o 12 by musiał się on zacząć... A też jeśli chodzi o Plus Ligę to późno podawane są daty i godziny meczów, więc trudno wcześniej coś zaplanować, np. taki weekend właśnie. Ale mam nadzieję, że Ci się uda. Olsztyn jak najbardziej polecam! :D
    Z towarzystwem czasami faktycznie bywa ciężko, a wiadomo, że z kimś zawsze raźniej i przyjemniej. Ale tak jak mówisz, też nie ma co rezygnować z marzeń tylko dlatego, że komuś nie pasuje termin ;)

    OdpowiedzUsuń