W minioną środę do Gdańska zawitał Indykpol AZS Olsztyn. Jeszcze nie tak dawno obie drużyny walczyły gdzieś tam na dole tabeli, zajmując jedne z ostatnich miejsc. W sezonie 2013/2014 do najlepszej piątki wskoczyła ekipa z Olsztyna, a rok później historyczny medal zdobył Trefl. Ostatnie dwa sezony to dla obu ekip rywalizacja w środkowej części tabeli i walka o awans do gry o medale.
Odkąd pamiętam w Ergo Arenie pojawiało się sporo kibiców z Olsztyna, którzy organizowali "najazd" z okazji meczu Indykpolu AZS z gdańską drużyną. Byli głośni i na hali zawsze panowała fajna atmosfera rywalizacji (trochę jak podczas meczów PGE Skry z Asseco Resovią). Nie inaczej było tym razem. Klub Kibica z Olsztyna ponownie zawitał w Ergo Arenie, a i na trybunach nie brakowało oczywiście kibiców miejscowej ekipy.
Idąc na mecz Trefla Gdańsk z Indykpolem AZS Olsztyn liczyłam tym razem na nieco szybszy mecz, bo jednak wychodzenie w środku tygodnia przed północą z hali jest średnio na rękę. Ale... no właśnie. Mając w pamięci historię meczów tych drużyn spodziewałam się, że trochę to spotkanie może jednak potrwać.
Tym razem wraz z moją super współlokatorką pojawiłyśmy się na hali dość wcześnie. Obie drużyny dopiero rozpoczynały rozgrzewkę, a trybuny jeszcze były dość opustoszałe. I panowała ta niesamowita cisza. Cisza przed burzą.
Jednak owa burza nie przyniosła wielkich wyładowań. Był tylko delikatny deszczyk. Przynajmniej na początku. Pierwsze dwa sety były dość spokojne, oba dość pewnie wygrali przyjezdni. Trzeci set... tak naprawdę zapowiadało się, że będzie tym ostatnim. Dopiero przy stanie 17:15 dla Olsztyna, Piotr Nowakowski skończył swój atak, a Damian Schulz popisał się niesamowitą serią punktowych zagrywek i to gdańszczanie wyszli na dwupunktowe prowadzenie. W samej końcówce goście zdobyli kontaktowy punkt (23:22), ale ostatecznie to Trefl Gdańsk wygrał trzeciego seta i przedłużył mecz.
Początek czwartej partii był dość wyrównany z małym wskazaniem na gospodarzy. Przy 17:16 podopieczni Andrei Anastasiego co rusz kończyli kontry bądź stawiali punktowe bloki i zdobyli siedem (!) punktów z rzędu, co dało im piłkę setową! Zepsutą zagrywką zakończył seta Jakub Kochanowski.
Tie-break. Przed meczem? Spodziewany. Po dwóch setach? Już nie tak bardzo spodziewany. Co tu mogło się wydarzyć? Absolutnie wszystko. Niestety padło na dużą ilość błędów, zwłaszcza w zagrywce. Ale nie zabrakło emocji i końcówki granej na przewagi. Ostatni - szesnasty punkt - zdobył Mateusz Mika dla swojej drużyny.
Brawo!
Trefl Gdańsk - Indykpol AZS Olsztyn 3:2
(17:25, 21:25, 25:22, 25:17, 16:14)
MVP: Michał Kozłowski
Nie pierwszy raz byłam świadkiem, jak drużyna z Gdańska odwraca wynik meczu. Wraca do gry, chociaż już się na to nie zapowiadało. Mi to zawsze bardzo imponuje, ta walka do samego końca. Bo z siatkówką jest tak, jak w życiu. Nie zawsze wszystko wychodzi. Nie zawsze podejmuje się dobre decyzje. Nie zawsze odnosi się sukcesy szybko i bezboleśnie. Czasem trzeba powalczyć dłużej. Pomęczyć się. Wyszarpać to zwycięstwo. Jasne, nie zawsze się to uda. Ale warto walczyć. Warto próbować. Warto zaryzykować.
Tego dnia trener Trefla Gdańsk wprowadził drugiego rozgrywającego - Michała Kozłowskiego. Zaryzykował i wygrał. Zwycięstwo odniósł jego zespół, a Michał został MVP meczu.
Czasem warto.😉
Wieedziałam, że dasz taki tytuł :v
OdpowiedzUsuńŁadne słowa pod ostatnim zdjęciem! :)
I zdjęcia też ładne, Szaa... jaki ładny 🙈 xD no i cały post ogólnie :D
Taaak? A ja nie wiedziałam jaki dać, tzn. pierwsza propozycja była inna :D
UsuńDziękuję! :)
No widzisz, to ja chyba przewidziałam, albo telepatycznie Ci podsunełam :v
UsuńProszę! xD
Bardzo możliwe :D
UsuńDługi mecz w środku tygodnia to dla mnie nie problem potrafiłam pójść na nożną lub ręczną i wrócić około 22 by kolejngo dnia wstać po 6 żeby zdążyć na zajęcia więc nie jesteś sama ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak zawsze bardzo ładne:)
Ja wróciłam jakoś przed północą i na zajęcia poranne nie udało mi się wstać, haha :D
UsuńDziękuję :)