Przez jakiś czas było stabilnie. Spokojnie. Miło.
Wystarczyła jedna decyzja. Jeden krok. Jedno spojrzenie.
I znowu. Znowu się zakochałam.
W minioną sobotę miałam okazję po raz drugi w tym sezonie zobaczyć prosto z trybun grającą PGE Skrę Bełchatów. I po raz pierwszy w życiu zawitałam do olsztyńskiej Uranii. Tym samym spełniłam kolejne marzenie z mojej Bucket List. A nawet dwa! Ale o tym na końcu.
Myśl, żeby pojechać na mecz do Olsztyna kiełkowała w mojej głowie od jakiegoś czasu. Pierwszy ligowy wyjazd (do Warszawy), mecz bełchatowian w Gdańsku oraz dogodny termin sprawiły, że MUSIAŁAM pojawić się w Uranii. Sobota, godzina 14:45? Aż żal tego nie wykorzystać! Towarzyszkę miałam, jakieś oszczędności na koncie również więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko zamówić bilety. 22 lutego, około godziny 19:00 dokonałam transakcji i... i odliczałam dni.
Wieczorem, przeddzień wyjazdu, napisała do mnie Patrycja, z którą mijamy się czasami w Ergo Arenie. Wcześniej nie było okazji na rozmowę, a teraz okazało się, że także wybiera się na mecz do Olsztyna. I nawet jedzie tym samym pociągiem co ja z Domi. I ma miejsca w tym samym wagonie. I kibicuje PGE Skrze. I w ostatniej chwili dowiedziała się, że będzie musiała pojechać sama. To co, jedziemy razem? Jedziemy!
W Olsztynie pojawiłyśmy się około godziny 10:30. Na zwiedzanie miasta czasu nie było. Śniadanie. Deser. I kierunek Urania. Nie bez problemów, ale udało się znaleźć wejście do hali i kasę, w której na odebranie czekały na nas wejściówki. Było około godziny 13:00, a przed drzwiami już ustawiła się spora kolejka kibiców, którzy czekali na ich otwarcie [w sensie drzwi, nie kibiców]. Godzinę później pozwolono nam wejść na halę i...
Zaczęło się.
Pierwsze wrażenie? Jak tu... czuć historię. Zarówno dosłownie czuć (specyficzny zapach), jak i w przenośni. Hala ma już swoje lata i to było widać. Z drugiej strony... Nawet nie wiem jak to opisać. Chyba trzeba przekonać się o tym na własnej skórze. Dla mnie, osoby która na co dzień ma do czynienia z Ergo Areną, było to coś zupełnie nowego. Ciekawego.
Miejsca miałyśmy na krzesełkach porozstawianych wokół boiska. Zajęłyśmy miejsca w trzecim rzędzie, po lewej stronie sędziego. Niestety widok był dość ograniczony, bo najzwyczajniej w świecie kibice siedzący przed nami nam zasłaniali. Dlatego po pierwszym secie razem z Patrycją stanęłyśmy sobie za krzesełkami. I była to świetna decyzja!
Podczas rozgrzewki i meczu starałam się robić zdjęcia. Naprawdę się starałam! To znaczy... chciałam się postarać. Ale totalnie nie potrafiłam się skupić na aparacie. Ani na meczu (!). Jedyne co czułam to emocje. OGROM EMOCJI.
Emocje, które rozsadzały mnie od środka.
Emocje zawodników, grających na parkiecie.
Emocje kibiców także kibicujących PGE Skrze.
Emocje kibiców-gospodarzy.
Emocje, emocje, emocje.
Emocje, które rozsadzały mnie od środka.
Emocje zawodników, grających na parkiecie.
Emocje kibiców także kibicujących PGE Skrze.
Emocje kibiców-gospodarzy.
Emocje, emocje, emocje.
Nie pamiętam przebiegu meczu. Może jakieś pojedyncze akcje. Obrony po obu stronach. Gwoździe Srećko Lisinaca. Zagrywki Jana Hadravy i Wojtka Włodarczyka. Odpowiedzi Mariusza Wlazłego i Niko Penczeva. To wszystko.
Za to tak jakby to było wczoraj pamiętam emocje, które w danym momencie mi towarzyszyły. Niesamowity stres już w pierwszym secie (ah ta końcówka!). Próba uspokojenia tętna w drugiej partii. Uczucie satysfakcji tuż przed rozpoczęciem dziesięciominutowej przerwy. Zaskoczenie w trzecim, ale i zadowolenie, że nie będzie szybkiego 3:0. Niepokój w czwartym secie, nerwowe zerkanie na tablicę wyników i próba odtworzenia w głowie tabeli. Liczenie punkcików. Stres, bo tie-break.
Stres. Stres. Stres.
Zadowolenie.
Duma.
Stres. Stres. Stres.
Zadowolenie.
Duma.
SZCZĘŚCIE.
Piątki przybijane z innymi kibicami PGE Skry, obok którym miałam przyjemność stać na tym meczu i wspólnie dopingować naszą drużynę. Słowa "udało się" i "gratulacje" zasłyszane od obcych ludzi. Przesyłane i odsyłane uśmiechy.
SIATKARSKA BRAĆ.
Udało się. Pierwsze zdjęcie zrobiłam sobie z... Mariuszem Wlazłym. Czy muszę coś tu jeszcze dodawać? Jeszcze do niedawna to było moje największe marzenie, które spełniłam 1,5 roku temu (kiedy to zleciało??). W tym momencie, po TAKIM meczu, udało mi się zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Nie znam słów, którymi mogłabym opisać uczucia, jakie wtedy mi towarzyszyły. A to nie był koniec.
Zaraz pojawił się Karol Kłos, który podczas robienia przeze mnie selfie... odsunął się. Żebym mogła złapać sobie Mariusza, który był w tle. Ale "wrócił", zdjęcie jest. To kto następny? Nikt nie podchodził, no to wspólne selfie z Patrycją i rozmowa z kibicem, który pytał dlaczego kibicuję PGE Skrze w Olsztynie. Chwilę później pojawił się Nicolas Uriarte. Zdjęcie jest i... kolejne marzenie z Bucket List odhaczone! Pojawił się także rodak rozgrywającego bełchatowian - Ezequiel Palacios. Argentynie kibicuję już od kilku lat, więc nie mogłam przegapić takiej okazji i także poprosiłam o zdjęcie.
/Zdradzę Wam jeden sekret, mam nadzieję, że Pati się na mnie za to nie obrazi (nie obrazisz?). Gdy Patrycja podeszła do Daniela Plińskiego po zdjęcie, ten jej... pogratulował! To tak jakby ktoś pytał, dlaczego uwielbiam tego pana :) /
Nadszedł ten smutny moment, kiedy należało opuścić halę. Oj było ciężko. Drzwi, przez które wyszłyśmy zaprowadziły nas na parking, gdzie stał autobus PGE Skry Bełchatów. Kolejne zdjęcia.
I przedłużanie tego co nieuniknione.
Czas się pożegnać.
I przedłużanie tego co nieuniknione.
Czas się pożegnać.
Zostawiłyśmy już w tyle halę i autokar bełchatowian. Gdy ostatni raz odwróciłam się w stronę olsztyńskiej Uranii akurat odjeżdżała PGE Skra.
I to by było na tyle.
Wydarzyło się tylko tyle i aż tyle. To było zaledwie kilka godzin. Wydanych jakieś 60 zł. Spełnione kolejne dwa marzenia. Kolejne niesamowite doświadczenie. Możliwość rozmowy z innymi kibicami. Poznanie nieco innej siatkarskiej kultury i nowej hali. Ponowne zobaczenie mojej ulubionej drużyny. Obejrzenie świetnego meczu przy fantastycznej atmosferze.
To był tylko jeden dzień spędzony z siatkówką.
A znowu się zakochałam.
Wystarczyła jedna decyzja - tak, jedziemy na ten mecz. Jeden krok w kolejnej hali, którą odwiedziłam. Jedno spojrzenie na 'moją' drużynę i wypełnione trybuny.
Adrenalina zabuzowała w żyłach. Bicie serca przyspieszyło. Endorfiny zostały uwolnione. Było fantastycznie.
Znowu.
NIE MAM SŁÓW. Ale i tak wiesz, co się teraz dzieje w mojej głowie i sercu. Niesamowita relacja! ♥
OdpowiedzUsuńI dziękuje za zdjęcia! Piękne są!
Dziękuję ♥
UsuńTen fragment na górze mi się teraz tak trochę kojarzy z inną Twoją historią :P
OdpowiedzUsuńWłodi królem tej galerii. xD Ładne zdjęcia :) Ale u Ciebie chyba lepsze światło, co nie? :P
Kurdele, jak Ty ładnie to wszystko opisujesz :> Przez to, aż mi przyszedł do głowy pomysł, żeby się przeprowadzić do miasta z Plusligą :v (haha)
Selfiaki superowe! :D
Ciiii... :D
Usuńak, zdecydowanie! Tzn, bardzo ciężko robiło mi się zdjęcia na Uranii. Nie mogłam ustawić aparatu i wyszło jak wyszło. Ale tego dnia ważniejsze było dla mnie coś innego ♥
Zapraszam do Gdańska :D
Dzięki, dzięki i dzięki :D
Coraz trudniej jest mi pisać komentarze pod twoimi relacjami z meczów bo już nie wiem co napisać wszystko chyba już napisałam więc napisze jak zawsze super relacja tak samo jak selfie i to jeszcze z takimi gwiazdami siatkówki ;)
OdpowiedzUsuńIza ma podobny pomysł jak ja pomimo ,że mam nożną ręczną kosza i zawody na pływalni cały czas brakuje mi siatkówki , do Gdańska z miłą chęcią by się przeniosła może nie na stałe ale tak na kilka miesięcy , było by co wspominać :)
Dziękuję! :)
UsuńA do Gdańska oczywiście zapraszam :D
Aż przyjemnie czyta się twoje relacje <3
OdpowiedzUsuńZdjęcia również super <3
Pozdrawiam i mam nadzieje ze kiedyś przybędziesz na mecz do Bełchatowa :D
Dziękuję! Bardzo miło czyta się takie komentarze ♥
UsuńTeż mam taką nadzieję, haha :D
Jak zawsze pięknie napisane :) ile twoich selfiaczków! #BrawoTy
OdpowiedzUsuńDzięki za dedykację :D
Dziękuję i proszę bardzo ♥
Usuń#BrawoJa :D