środa, 21 listopada 2018

"Mój kawałek" - relacja z meczu Trefl Gdańsk - Asseco Resovia Rzeszów


Są miejsca, w których czujemy się po prostu... dobrze. Jak u siebie. 

Są ludzie, wśród których czujemy się tak... naturalnie. Jak wśród swoich. 
Gdzie czuję się najlepiej? W domu. 

Z kim czuję się najlepiej? Z bliskimi. 

W piątkowe popołudnie wybrałam się z chłopakiem do Ergo Areny na mecz Trefla Gdańsk z Asseco Resovią Rzeszów. Nie jako fotograf, dlatego zdjęć jest tylko garstka. Tego dnia byłam kibicem. I towarzyszem. Całkiem niedawno również "wystąpiłam" w tej roli, gdy byłam z dziewczynami na meczu o Superpuchar Polski. Ale wtedy było inaczej. Nie byłam w swoim sektorze. Podmienili nam spikera. A i atmosfera na trybunach była taka inna. Było cudnie, ale inaczej. Za to w ten piątek było jak... dawniej. 

Sektor 115. Znajome twarze dookoła i TA atmosfera. Tak naprawdę wszystko było takie, jak rok-dwa-trzy lata temu. Jedynym nowym "elementem" był mój chłopak, który tego dnia zadebiutował w Ergo Arenie. Poza tym wszystko było takie... znane. Nigdy zwolenniczką wielkich zmian nie byłam, dlatego bardzo spodobało mi się to 'uczucie'.
Oprawa meczu tego dnia była wyjątkowa, bo i wyjątkowa okazja ku temu się nadarzyła - w Ergo Arenie zostało uczczone 100-lecie odzyskanie niepodległości przez Polskę. Była biało-czerwona kartoniada (co prawda tylko po jednej stronie hali, ale i tak był to bardzo ładny dla oka obrazek) oraz puszczano głównie polskie piosenki podczas meczu (a bardziej przed nim i w przerwach - wiadomo).

"Hymn" Luxtorpedy świetnie rozpoczął mecz i dał znak do walki na boisku i głośnego dopingu na trybunach.

"Zawsze tam gdzie Ty" Lady Pank sprawiło, że łezka się w oku zakręciła i serducho na chwilę zamarło.

Mr Zoob i "Mój jest ten kawałek podłogi" upewnili mnie w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu. U siebie.

Mecz.

Trefl Gdańsk, który bardzo faluje z formą i to nawet nie na przestrzeni całego sezonu, ale i każdego meczu. Ale grający u siebie, a w roli gospodarza do tego meczu był niepokonany (w Plus Lidze).

Asseco Resovia Rzeszów, która do tamtego momentu nie miała żadnego wygranego meczu i zajmowała ostatnie miejsce w lidze. Ale, której gra w poprzedzających dwóch meczach wyglądała już dużo lepiej i urwała punkty ZAKSIE.

Co tu się mogło wydarzyć? Chyba... wszystko? Przed pójściem na ten mecz miałam w pamięci poprzednie spotkania tych drużyn w Trójmieście i zazwyczaj było bardzo ciekawie. Bardzo. I też takiego pojedynku spodziewałam się tym razem. Mimo wszystko.

Pierwszy set. Do stanu 14:13 było bardzo równo i zapowiadało się ciekawie. Punkt za punkt. Atak za atak. Niewiele błędów. Fajnie. No ale właśnie, wtedy pojawił się pierwszy "przestój" w grze gospodarzy. Asseco Resovia zdobyła 7(!) punktów z rzędu. I to by było na tyle. Gdańszczanie zdobyli jeszcze dwa oczka, ale to w żaden sposób nie uratowało sytuacji. 16:25.

Druga partia była zdecydowanie najbardziej wyrównana spośród wszystkich setów rozegranych tego dnia w Ergo Arenie. Wyrównana, ale z małym wskazaniem na gospodarzy, którzy cały czas mieli tą przewagę jednego, dwóch czasami trzech punktów. Przyjezdni nie zdołali wyrównać stanu seta i wyjść na prowadzenie. 25:22.

Trzeciego seta lepiej rozpoczął Trefl Gdańsk, jeszcze chyba "siłą rozpędu" z poprzedniej partii. Minęło kilka minut, a tablicy wyników było już pięciopunktowe prowadzenie (8:3, 10:5). Jednak tym razem to nie wystarczyło. Przewagi nie udało się utrzymać. Tak jak w pierwszej partii - stan 14:13 iii prowadzenie zaczęli budować goście. Zbudowali. Wygrali. 20:25.

Czwarta partia miała podobny przebieg do tej pierwszej. Do połowy seta gra była wyrównana, zapowiadała się ciekawa, zacięta końcówka. Ale nie dziś. Punktowy blok i zagrywka Resovii, błędy w ataku gospodarzy i wynik się "rozjechał". Przyjezdni wygrali czwartą partię 25:22 i cały mecz 3:1.
Najlepszym zawodnikiem meczu został Damian Schulz, który w poprzednich sezonach bronił barw klubu z Gdańska. Trochę szkoda, że postanowił zmienić barwy, ale rozumiem. Każdy chce się rozwijać. I tego dnia Damian pokazał się gdańskiej publiczności z jak najlepszej strony. Zdobył 26 punktów (najwięcej spośród wszystkich graczy) i atakował ze skutecznością niemal 60%. Brawo!
Zresztą i Damian, i Mateusz Mika zostali miło przywitani przez klub i kibiców jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie zawsze to jest bardzo fajny gest, gdy prezesi wręczają byłym zawodnikom pamiątkowe zdjęcie/koszulki itd. w ramach takiego podziękowania za grę w klubie i tym samym pokazuję, że "zawsze jesteś tu mile widziany". Super sprawa. Prawda?
Sam mecz, biorąc pod uwagę poziom sportowy i wynik był dla mnie... no taki sobie. Mogło być lepiej, wiadomo. Ale trochę zeszło to na dalszy plan. Atmosfera była naprawdę świetna - blisko 5 000 kibiców zgromadzonych na trybunach i "biało-czerwona" oprawa zrobiły swoje. Polskie piosenki ujęły moje serducho. Obok miałam chłopaka, wokół wiele znajomych twarzy. Nie mogę inaczej ocenić tego meczu, jak tylko pozytywnie.
Podobało mi się.

Bardzo.

Jak w domu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz